r/Polska małopolskie 15d ago

Luźne Sprawy Trochę Technicznej Tyrady #4 - ten trzeci system czyli o Linuxie

Dzisiaj późno, ale jak to mówi przysłowie lepiej późno niż później, czy jakoś tak ;)

W TTT#2 wspomniałem, że są też inne systemy operacyjne niż Windows i MacOS. I dziś chciałem napisać o Linuxie.

To co potocznie nazywa się Linuxem, to rodzina systemów operacyjnych opartych o otwarte (otwartoźródłowe) jądo systemu operacyjnego o tej właśnie nazwie. Jądro, w dużym uproszczeniu, odpowiada za poprawne działanie sprzętu np. wysyłając zadania do procesora, przydzielając pamięć operacyjną itp. Znajdują się też tam sterowniki do większości urządzeń.

To, że jądro Linux jest otwartoźródłowe oznacza, że można zajrzeć do kodu źródłowego, zobaczyć jak jest to tam napisane (np. poprzez odwiedzenie strony kernel.org ), a nawet pobrać je, coś zmodyfikować i sobie to skompilować i zacząć tego używać.

Ale dlaczego systemy operacyjne Linux są potocznie nazywane od jądra? Nikt na MacOS nie mówi system operacyjny XNU a na Windowsa system operacyjny NT.
Nie udało mi się znaleźć na to odpowiedzi, ale mam pewną teorię. Otóż np. "Linux Mint" brzmi po prostu przystępniej niż "System operacyjny oparty o jądro Linux z aplikacjami GNU w dystrybucji Mint ze środowiskiem pulpitu Cinnamon". Mogę się równie dobrze mylić, a w roku 1841 Illuminati mogli sobie ustalić, że na przełomie XX i XXI wieku powstanie grupa wolnych systemów operacyjnych i one będą się nazywać Linuxami...

I tutaj zamieszczę małe wyjaśnienie terminów, które ująłem w rozwiniętej nazwie Linuxa:

Technicznie rzecz ujmując większość tego co nazywamy Linuxami są sprzężone z aplikacjami GNU - czyli żeby być dokładnym należałoby to nazywać GNU/Linux. Jądro systemu operacyjnego ma to do siebie, że nie za bardzo chce wchodzić w interakcję z użytkownikiem, więc potrzeba aplikacji, które na takową interakcję pozwolą. Np. jeżeli chciałbym skopiować mem z kotkiem z katalogu Pobrane do katalogu Obrazki, to właśnie funkcja kopiuj/wklej (czy w wersji terminalowej move) odwoła się do GNU.
Czy istnieje system operacyjny oparty o jądro Linux bez aplikacji GNU? A jakże! Jest on chyba najpopularniejszym systemem operacyjnym na świecie (przynajmniej z tych używanych przez zwykłych ludzi) i nazywa się Android :)

Dystrybucja to taka... skonfigurowana paczka z systemem. W dystrybucji mamy zawarte jądro Linux, aplikacje GNU, środowisko pulpitu, dodatkowe programy (np. w wielu dystrybucjach zawarte są od razu przeglądarka internetowa, pakiet biurowy itp.). Twórcy dystrybucji także określają jak wygląda kwestia aktualizacji systemu oraz z jakich repozytoriów użytkownicy domyślnie mogą pobierać programy.

No i jeszcze są środowiska pulpitu. Zasadniczo jest to jedna z ważniejszych kwestii, jeżeli chodzi o używanie Linuxa. To środowisko pulpitu (lub jego odpowiednik jak menadżer okien albo nawet całowity brak elementów graficznych) definiuje jak wyglądają i zachowują się programy i aplikacje, oraz jak wygląda z nimi interakcja. Najłatwiej sobie to wyobrazić tak: WIndows 98 wyglądał i działał trochę inaczej niż Windows 10, a z MacOS to w ogóle się inaczej korzysta. Oczywiście pomijając kwestię, że powyższe porównanie zestawia ze sobą różne systemy operacyjne, to pod względem interakcji z pulpitem i samym systemem, w świecie Linuxa byłyby różne środowiska pulpitu.

Linux już dawno przestał być systemem operacyjnym dla pasjonatów i "wyszedł do ludzi". Czy zatem ten system operacyjny może być dobrą alternatywą dla Windowsa? Jak najbardziej tak, ale trzeba mieć na uwadze kilka rzeczy.

Linux to nie Windows.
Pomimo pewnych podobieństw w aspektach wizualnych i obsługi (szczególnie w przypadku środowisk pulpitu inspirowanych interfejsem znanym z Windows) jest to, mimo wszystko, inny system operacyjny i oczekiwanie, że wszystko będzie działać dokładnie tak samo jak w Windows jest założeniem błędnym. Zasadniczo jeżeli ktoś chce mieć Windowsa, to musi jednak sobie zainstalować Windowsa.

Jednym z przykładów jest sposób instalacji aplikacji. Użytkownicy Windowsa są przyzwyczajeni do wchodzenia na stronę, pobierania pliku wykonywalnego, klikaniu next kilka razy, instalacji dodatkowego paska wyszukiwania do przeglądarki, antywirusa połączonego z Chrome'm i koparką krytpowalut działającą w tle i voila! Mamy program!
Sposobowi temu sam Microsoft próbuje już od jakiegoś czasu przeciwdziałać promując swój Microsoft Store oraz wyświetlając duże ostrzeżenia "ten plik jest wykonywalny i został skądś pobrany, może ci zrobić krzywdę!".
Na wielu dystrybucjach Linuxa od dawien dawna standardem są właśnie takie centra z aplikacjami, które wyglądają podobnie do MS Store, czy Androidowego Sklepu Play i ogólnie przyjętym modus operandi wśród użytkowników jest najpierw sprawdzić w tejże aplikacji czy oprogramowanie którego szukamy jest tam dostępne, a dopiero później próbować szukać alternatywnych rozwiązań. Może to wydawać się trochę ironiczne, ale właśnie dzięki Linuxowi, wtedy kiedy muszę skorzystać z Windowsa i coś na nim zainstalować, to zacząłem do tego celu używać Microsoft Store.

Trzeba też być świadomym, że na Linuxie nie wszystkie programy z Windowsa będą działać.
Są alternatywne rozwiązania (np. dla pakietu biurowego MS Office jest do wyboru kilka pakietów biurowych takich jak LibreOffice, OpenOffice czy WPS Office, a dla programów z pakietu Adobe też da się znaleźć zamienniki - polecam stronę alternative.to gdzie można poszukać różnych rozwiązań zamiennych), i plusem tutaj jest to, że sporo z tych programów jest dostępna zarówno na Windows jak i Linux, więc można je sobie posprawdzać czy będą nam pasować - ja na przykład od kilku lat nie korzystam już z Office od Microsoftu, bo LibreOffice mi wystarcza tak na Linuxie jak i Windowsie.
Część programów z Windows da się uruchomić przez Wine - czyli warstwę translacji imitującą na Linuxie system Windows, ale z tego co wiem nie działa to w przypadku takich rzeczy jak programy Adobe w tym Creative Cloud (chociaż, z tego co wiem, już pakiet Affinity - jeden z większych i bardziej rozpoznawalnych alternatywnych pakietów kreatywnych, ale też natywnie dostępny tylko na Windows - da się uruchomić przez Wine), AutoCAD czy pakiet MS Office, a z naszego polskiego poletka, to z tego co wiem, program Płatnik do obsługi ZUSu. Zdarzają się też programy, które mają jakąś funkcjonalność, której jest brak w Linuxowych odpowiednikach i taki FreeCAD czyli zamiennik AutoCADa, z tego co mi wiadomo ma pewne problemy żeby dorównać swojemu "konkurentowi" od Autodesku.
Zatem jeśli twoja praca opiera się o programy lub formaty, których nie ma na Linuxie (z tego co wiem, to cała branża drukarska jest oparta o format który wypluwa InDesign od Adobe i trudno byłoby to zastąpić), albo wymaga funkcji, których nie znajdziesz wśród zamienników, to jednak na razie pozostaje trzymać się Windowsa i rozwiązań, z których korzystasz.
Piszę "na razie", bo jednak widać pewien progres. Na ten przykład, kiedy ja studiowałem, to popularnym programem do obliczeń inżynierskich był MATLAB niedostępny na Linux. Był oczywiście alternatywny program o nazwie Octave (i ten dało się na Linuxa zainstalować), ale jeżeli trzeba było skorzystać z jednego z wielu rozszerzeń i dodatków, które miał w swojej ofercie MathWorks to niestety MATLAB był jednym rozwiązaniem. Ostatnio jednak (z pewnym zdziwieniem) stwierdziłem, że MATLAB obecnie jest dostępny także na Linuxa.
W pełni też rozumiem ludzi, którzy mimo że nie używają tych niedostępnych w alternatywach funkcji, to przy pomocy takiego np. Premiere Pro od Adobe tworzą filmy na YouTube i się z tego utrzymują. Znają ten program od podszewki i mogą pompować content w tempie kilku filmów tygodniowo, i próba nauczenia się od nowa takiego DaVinci Resolve czy Kdenlive wiązałaby się nie tylko z koniecznością zmiany swoich przyzwyczajeń w pracy ale też z nauką nowych rozwiązań, a przez to spadkiem wydajności i zmniejszoną rentownością (przynajmniej przez pewien okres czasu) - pojawia się tutaj pytanie czy jednak nie lepiej byłoby poświęcić trochę więcej czasu, aby ostatecznie uwolnić się od subskrybcyjnego molocha jakim jest Adobe?
I dochodzimy jeszcze do momentu, w którym muszę się trochę wyzłośliwić. Bo jednak są osoby, które będą twierdzić, że to LibreOffice to nie ma takich funkcji jak MS Office, a same równocześnie będą robić wcięcia w tekście za pomocą dziesięciu spacji i tych zaawansowanych funkcji z pakietu Microsoftu to na oczy nie widzą, o ile gdzieś przez przypadek coś nie klikną i nie trzeba im tego wyłączyć XD

A jak jesteśmy w temacie programów i odrobiny złośliwości to jeszcze jest jedna grupa ludzi, którą można spotkać tu i ówdzie: "Mój program z Windows nie działa na Linuxie ergo Linux to zły system."
No nie powiem, ciekawy fikołek logiczny, dlaczego ktokolwiek może mieć pretensje do twórców systemu operacyjnego, a nie do twórców programu, o to, że jakiś program nie działa na tym systemie operacyjnym? Wiecie, to nie tak że na Windows wszystkie programy (pisane w dodatku pod Windows) działają idealnie, albo w ogóle działają. Między innymi przy przejściu z XP na Vistę były programy, które przestawały mi działać albo są po prostu aplikacje, które działają niezadowalająco i jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że to wina Windowsa. Albo próbowałem coś zrobić żeby program działał poprawnie, albo szukałem alternatyw.

Abstrahując już od oprogramowania, czy Linux jest bezpieczny?
I tak, i nie.
Przede wszystkim Linux jak i większość oprogramowania na nim dostępnego jest oparty o ideę FOSS (free and open source software - wolne i otwarte oprogramowanie). Oznacza to, że kod źródłowy jest dostępny w internecie - zazwyczaj na stronach twórcy oprogramowania, w przeciwieństwie do takiego Windowsa, gdzie kod systemu widzą tylko ludzie pracujący nad nim (a i to zapewne nie cały, tylko wycinek, nad którym pracują). Zatem skoro każdy może "zajrzeć pod maskę", to może też zauważyć jeżeli gdzieś będą zaszyte jakieś niepokojące rzeczy (np. wysyłanie danych na zewnętrzne serwery znajdujące się na Grenlandii) albo potencjalnie niebezpieczne luki. Można się zastanawiać czy przypadkiem nie ułatwia to hakerom wynajdywać tychże luk, ale zazwyczaj w aktywnie rozwijanych projektach FOSS luki są dość szybko łatane. Dlatego, nawet jeżeli ma się system w wersji długiego wsparcia LTS (long time support) - czyli nie dostaje się aktualizacji do nowych wersji oprogramowania czy systemu a same aktualizacje zabezpieczeń - nadal warto instalować te aktualizacje bezpieczeństwa.

Drugą kwestią jest fakt, że Linux to nadal dość niszowy system, a większość szkodliwego oprogramowania pisana jest pod Windows. Same różnice w sposobie jak skonstruowany jest system powodują, że standardowe złośliwe oprogramowanie skierowane w użytkowników Windows nie zadziała, albo zadziała z bardzo ograniczonym skutkiem. Nie znaczy to, że nie ma na Linuxa w ogóle wirusów ani podobnego tałatajstwa, ale jest ono głównie wycelowane w serwery, a nie użytkowników domowych.

W przypadku Linuxa często przyjmuje się także zasadę najmniejszego uprzywilejowania. Właśnie dlatego żeby zmienić coś poza katalogiem domowym (np. zedytować plik ustawień konfiguracyjnych ekranu logowania) użytkownik musi podać hasło i na chwilę podnieść swoje przywileje do poziomu Super Usera (czyli po Windowsowskiemu administratora). I żeby nie było, w Windowsie też już są podobne zabezpieczenia i usunięcie czy edycja plików systemowych to nie jest takie hop siup.

Z drugiej strony większość dystrybucji Linuxa wychodzi z założenia, że komputer i system na nim zainstalowany jest twój i jak chcesz, to rób z nim co chcesz. Włącznie z usunięciem ekranu ładowania, eksploratora plików i w ogóle większej części pulpitu. Przy, zazwyczaj, standardowej konfiguracji większości dystrybucji przeznaczonych dla użytkowników domowych wystarczy, że wklepie się hasło, stanie się na chwilę tym administratorem i kabam! Były pliki, nie ma plików. Owszem, będzie prompt o hasło, są czasem mniej lub bardziej widoczne ostrzeżenia, ale ogólnie, żeby coś naprawdę popsuć wcale nie trzeba się aż tak starać jak obecnie w Windowsie. Pozostaje jednak pytanie, po co użytkownik, który zasadniczo nie chce psuć sobie komputera i nadmiernie w nim grzebać usuwał ten nieszczęsny pakiet języka francuskiego i to w dodatku z użyciem terminala przy wykorzystaniu przywilejów administracyjnych?*

Zasadniczo chodzi w tej idei najmniejszego uprzywilejowania o to, żeby nie wykonywać wszystkiego jak leci na uprzywilejowanym koncie, a jak się pojawi prompt o hasło, to zastanowić się odrobinę dlaczego w ogóle on się pojawia.

Oczywiście Linuxa można też zabezpieczyć tak, żeby zwykły użytkownik nie był w stanie wyjść poza folder domowy, nie wspominając już o instalowaniu czegokolwiek. Sęk w tym, że bezpieczeństwo użytkowania komputera to balansowanie pomiędzy wygodą użytkowania a upierdliwością. Jak ktoś pamięta początki windows Visty, to co chwilę pojawiał się tam monit z ostrzeżeniem. Było to zdecydowanym krokiem w stronę bezpieczeństwa. Było też ogromnym skokiem w stronę irytacji użytkownika, który ostatecznie wyłączał monity i tym samym narażał się na ataki.

I tak w ramach małego eksperymentu myślowego mogę wam zaproponować rozwiązanie zapewniające turbo zabezpieczenia przed zdalnymi atakami na komputer (działa w przypadku komputerów stacjonarnych). Należy taki sprzęt wyłączyć, odpiąć wszystkie kable i nigdy więcej nie włączać go do prądu. Skuteczność zabezpieczeń naprawdę wysoka, użyteczność - prawie zerowa (zakładam, że taką skrzynkę można jeszcze wykorzystać jako podkładkę pod coś...)

Terminal:
Linux (podobnie jak i inne systemy operacyjne) przeszedł długą drogę i obecnie wszystko, bądź prawie wszystko, da się zrobić za pomocą graficznego interfejsu użytkownika. Zresztą to nie tak, że w Windows się nie nigdy nie używa linii komend...

Ale ogólnie rzecz ujmując, jeżeli się nie chce, to do terminala można w ogóle nie zaglądać i sobie spokojnie żyć w zgodzie ze swoim systemem operacyjnym. Dlaczego niektórzy zatem używają tak często terminala? Kwestia przyzwyczajenia i niekiedy ergonomii. Dla mnie są rzeczy, które jestem w stanie szybciej przeklikać myszką, ale też są rzeczy, które wygodniej mi zrobić w terminalu.

Warto także wspomnieć o urządzeniach:
Jak już napisałem większość sterowników zawarta jest w jądrze Linux - piszę większość, bo np. sterowniki do kart graficznych nVidia są zamknięte i dostarczane przez tę firmę osobno - jest to poprawa, bo w pewnym momencie nVidia nie chciała robić sterowników na Linuxa, a obecnie jak ma się kartę graficzną od chyba serii GeForce GTX 1000 wzwyż, to działa to już całkiem ok (są też otwarte sterowniki pisane przez społeczność, ale nie są one tak dobre jak te, które napisze nVidia).
W każdym razie jak ktoś ma jakiś sprzęt np. drukarkę, do której na Windows nie ma żadnych sterowników i w ogóle nie działa albo są gdzieś na jakiś hinduskich stronach i trochę starch to instalować, to może się okazać, że na Linuxie ten sprzęt zacznie działać od kopa. Może też się okazać, że jest całkowicie odwrotnie i manager sterowników Windows znajdzie i zainstaluje coś do obsługi tabletu graficznego, podczas gdy na Linuxie można będzie sobie włosy z głowy rwać i nic nie ruszy.

Dlatego warto jest sprawdzić czy sprzęty które mamy w domu Linux obsłuży. Jest to o tyle proste, że w przypadku wielu dystrybucji jest możliwe uruchomienie systemu w trybie Live USB, czyli system ładuje się i uruchamia z pendrive. Można sobie poklikać, posprawdzać czy wykrywa sprzęty, czy podoba nam się interfejs itp. a następnie albo zainstalować system z takiego nośnika, albo zamknąć wszystko i wrócić do naszego obecnego systemu operacyjnego.

Ponoć też sterowanie oświetleniem RGB jest trudniejsze na Linuxie niż na Windowsie, ale mówiąc szczerze nie wiem czy to prawda. Mam co prawda mysz Steelseries Rival 3 z podświetleniem RGB i kiedyś uruchomiłem nawet program openRGB do sterowania tymże, ale nigdy tego nie robiłem na Windowsie więc nie mam porównania jak bardzo jest to ograniczone.

Granie w gry:
Komputer jako centrum wirtualnej rozrywki to jednak dość ważny aspekt dzisiejszego świata i trzeba tu przyznać, że granie na Linuxie to nie jest już taki odległy sen jakim było to dekadę temu.

Jednak nie jest to takie usłane kwiatkami pole, jak niektórzy chcieliby twierdzić. Przede wszystkim mamy gry, które nie działają w ogóle i raczej działać nie będą - są to głównie kompetetywne multiplayerowe gry od dużych studiów, które mają zaimplementowane anticheaty działające na poziomie jądra systemu operacyjnego (kernel level anti-cheat). Gry takie jak Valorant, Battlefield 6 itp.

No ale jak to jest z grami single-player, albo takimi używającymi innych rodzajów anticheatów? W sporej mierze działają. Głównie dzięki Valve ich Steam Deckowi (którego system operacyjny jest de facto Linuxem) oraz Protonowi - czyli warstwie translacyjnej opartej na Wine, ale zoptymalizowanej pod uruchamianie gier. Tak więc jak ktoś chce zobaczyć czy jego gra będzie działać, to może sobie wejść na protondb.com i sprawdzić. Społeczność Steama i Steam Deck jest na tyle duża, że są tam oprócz kategorii zgodności podawane przydatne porady jak uruchomić grę, żeby działała.
No właśnie, bo nie każdy tytuł działa na zasadzie "naciśnij i graj". Na ProtonDB są kategorie i teoretycznie platyna pozwala właśnie na granie takie jak na Windows, podczas gdy niższe kategorie oznaczają że trzeba więcej lub mniej pogmerać - np. zmienić wersję protona. Teoretycznie, bo co ciekawe taka Disgaea oznaczona jako złoto poszła u mnie od strzała, podczas gdy taki Warhammer 40K: Dawn of War (jedynka) oznaczone jako platyna wymagał zmodyfikowania parametrów z jakimi się uruchamia grę. Jeżeli chodzi o Steam, to ogólnie nie jest źle. Pod względem wydajności czasem będzie lepiej jak na Windowsie, czasem będzie gorzej, często to zależy od tytułu.

No ale co z innymi launcherami i sklepami? W przypadku GOGa i Epic Games Store jest Heroic Games Launcher integrujący w sobie dość bezboleśnie te dwie platformy - może nie jest aż tak zaawansowany i zoptymalizowany jak Steam, ale jednak pozwala na dość komfortową obsługę bibliotek. Jest jeszcze Lutris, który podobnie jak Heroic Games Launcher pozwala na obsługę GOGa i Epica plus dodatkowo Steama, a także pozwala zainstalować i obsłużyć sporo emulatorów czy innych laucherów od np. EA czy Ubisoftu. Ale zasadniczo im dalej od trzech największych sklepów (tzn. Steam, EGS i GOG) tym większe przeszkody możemy napotkać. Ja na przykład próbowałem zainstalować Blizzardowskiego klienta, żeby pograć w Warcraft I i II remastered. Po długich walkach udało mi się i zainstalować battle neta, i wspomniane gry, ale przy próbie włączenia ich wywalało mi błąd, że używam Open GL w wersji 4.3 a gry wymagają Open GL w wersji 4.6 - które swoją drogą mój komputer obsługuje. Co jeszcze ciekawsze, jak uruchomiłem gry prosto z katalogu gdzie się zainstalowały to się uruchamiały bez krzyków o Open GL, ale w menu gier miałem wielki napis że potrzebuję uruchomić to przez Blizzardowskiego klienta...

Czasem też trzeba się nieźle nagimnastykować żeby uruchomić grę, albo zmusić ją do poprawnego działania - miałem ten problem z Might and Magic VII i VIII. Uruchamiały się, ale część przycisków nie działało, nawet jak się je przemapowało. Po długich poszukiwaniach (ze 3 dni mi to zajęło) okazało się, że trzeba uruchomić to w jakiejś starej wersji lutrisowego Wine i wtedy działało spoko - ba nawet mody byłem w stanie tam doinstalować!

No i jeszcze jest cały katalog gier, które są portowane przez samych twórców na Linuxa, działają na nim natywnie i uruchamiają się bez problemów większych niż na Windows.

Ilość dystrybucji:
"Przecież Linuxa jest [tu wstaw dowolną liczbę całkowitą z zakresu 100 - 500] wersji" - najlepiej połączone z tą grafiką. No niby tak, ale jednak nie.
Sporo z tych dystrybucji jest już od dawna niewspierana i nie rozwijana. Przecież nikt w dzisiejszych czasach raczej nie namawia nikogo na używanie Windowsa 98. Część z rozwijanych dystrybucji to de-facto jedna dystrybucja w kilku wariantach (np. Ubuntu, Lubuntu, Xubuntu itd.). Część z tych dystrybucji w ogóle nie jest przeznaczona dla użytkowników domowych (rozwiązania serwerowe) lub są skierowane do specyficznej grupy użytkowników (np. Kali Linux).
System Linux jest ostatecznie oparty o ideologię FOSS więc każdy kto ma trochę umiejętności i czasu może sobie wziąć i zrobić Linuxa, który będzie spełniał jego wymagania. Czy to będzie Linux przystosowany do grania i obsługi pakietu Affinity (Linexin to polski akcent i jedna z najnowszych dystrybucji Linuxa) czy też będzie to system-mem typu Hannah Montana Linux.
Trochę mam zagwozdkę w sprawie argumentu o ilości dystrybucji Linuxa. Jak ktoś wchodzi do monopolowego i widzi turbo wyposażony dział "piwa", z którego może rozpoznaje 20% marek i smaków, to kiwa głową z aprobatą myśląc sobie że dobrze że jest tu taki duży wybór, bo każdy sobie coś ciekawego znajdzie. Jak wchodzi się do elektromarketu i widzi kilkadziesiąt modeli smartfonów, myszek czy telewizorów to jest jak najbardziej ok, dobrze że jest wybór. Ale jak tak jest kilkadziesiąt Linuxów, z czego prawie wszystkie można pobrać i przetestować za darmo, to olaboga, co ja mam wybrać, za dużo tego! XD

Z drugiej strony do tego zostaliśmy przyzwyczajeni, i tego się spodziewamy. Jest jedna, no może dwie prawilne wersje systemu Windows (z czego jednej się kończy wsparcie), w których można sobie kolory akcentowe i tapetę zmienić tylko w sumie (bez sięgania po nieautoryzowane przez MS programy firm trzecich). A w Linuxie? Jak już pisałem, wiele dystrybucji podchodzi do tego na zasadzie twój komputer, rób co ci pasuje. Nie pasuje ci eksplorator plików? Zainstaluj inny. Może środowisko pulpitu ci się znudziło? Bez problemu można doinstalować nowe. Wkurza cię domyślna przeglądarka i wolisz Edge'a? No problemo, wywal co tam masz a Edge jest dostępny na Linuxie!

To dla kogo jest Linux?
Jeżeli jest się zwyczajnym wyjadaczem treści, korzystającym głównie z przeglądarki internetowej i ogólnie dostępnych programów użytkownikiem, czy też graczem używającym Steama który nie ma nic przeciwko poszukaniu rozwiązań na ProtonDB i poklikaniu w kliencie jeżeli jego gra nie działa od razu, albo nawet jak korzysta się z bardziej zaawansowanego oprogramowania a jednak jest się w stanie przerzucić na alternatywy, to uważam, że Linux będzie dobrym wyborem. Owszem, trzeba będzie trochę się przestawić, ale jak dla mnie plusy przeważają nad minusami.

Tak samo jeżeli nie jest się obarczonym przyzwyczajeniami z systemu Windows, albo jest się na tyle elastycznym żeby te przyzwyczajenia nie wpływały na korzystanie z systemu.

Jeżeli jednak ktoś ma programy, z których nie może zrezygnować, sprzęty, których potrzebuje a nie ruszą one na Linux, albo gra w gry, które działają jedynie na Windows, to jednak odradzałbym wymianę systemu.
Tak samo jeżeli jakiekolwiek odejście od znanego systemu operacyjnego i każdy nie działający program czy komunikat błędu powoduje, że łapie się za telefon i dzwoni do "domowego informatyka", to może lepiej darować sobie instalację Linuxa.

Można natomiast jeszcze spróbować mieć dwa systemy na jednym komputerze i przełączać się w zależności od potrzeby. Chociaż mnie takie rozwiązanie irytowało, a ponadto sam Windows lubi przy aktualizacji wykopać możliwość włączenia Linuxa.

A inne systemy operacyjne?
Owszem, są.
Jest mający wspólne korzenie z Linuxaem FreeBSD (podobnie jak Linux wywodzący się z systemu UNIX) który nawet dzieli część narzędzi i środowisk pulpitu z dystrybucjami Linuxa.
Są też inne systemy takie, jak HaikuOS, nie oparty na Linuxie ani jego odnogach czy próbujący dokonać inżynierii wstecznej Windowsa ReactOS.

No dobra ładnie pięknie, ale olaboga, ja się nie znam, za dużo tego, co ja mam wybrać na początek?
O tym napiszę w następnym odcinku :)

*Taki paskudny żart porównywalny z "usuń katalog System32 to ci komputer będzie szybciej działał". Komenda "sudo rm -fr /*" zasadniczo jest odpowiednikiem Windowsowego "Format C:\". Chyba w pewnym momencie zaczęto stosować dodatkowe zabezpieczenia, które mają się upewnić, że użytkownik wie co robi, ale nie jestem tego do końca pewien. Nie jestem aż takim wariatem i nigdy nie wpisywałem tej komendy :P

36 Upvotes

41 comments sorted by

View all comments

-2

u/Few_Pilot_8440 14d ago

Linux to dość niszowy system. Raczysz żartować czy o drogę pytasz ?

A dodałbyś że właściwie każdy telefon bazujący na Androidzie - bazuje na Linuksie, każdy. Android to system operacyjny a Kernel to - Linux i tyle. Owszem z poprawkami, dodatkami itp.

Od lat większość systemów serwerowych buduje się na linuksach, statystki nie kłamią.

A i jest taki system FreeBSD, jak masz komputer z MacOS to Kernel najbliżej ma do właśnie FreeBSD.

Co do bezpieczeństwa - nawet otwarte źródła tego nie gwarantują, ileś tam lat w OpenBSD (który najpierw miał bezpieczny a potem być tj albo coś było bezpieczne w środku albo tego nie ma) no i ileś tam lat na oczach ogółu - była dziurwa, i to koszerna bo od jednej z tych agencji rządu USA, której to nie ma ;) Ale tak, lata zajęło zanim ktoś się tego doszukał.

2

u/BartixVVV śląskie 14d ago

BSD to też rodzina systemów do której openBSD należy. W specjalistycznych urządzeniach jest także stosowany Solaris.