W poprzednim wpisie obiecałem napisać co o dystrybucji na start. Czas zatem wywołać trzęsienie...
Przede wszystkim, trzeba wziąć pod uwagę, że ludzie mają własne preferencje oraz opinie i nie mogą dogadać się czy pizza z ananasem to herezja, czy jednak powinna być dostępna i czy smak słonego karmelu to w ogóle jest coś co powinno istnieć czy może należy to egzorcyzmować. I jestem pewien, że po przeczytaniu tego posta będą użytkownicy Linuxa których oburzy, że ująłem te dystrybucje, które ująłem, a nie ująłem zaś jakichś innych. Cóż, ja mam swoje opinie, inni mają swoje.
Jak już pisałem w tamtym tygodniu, nie ma jednej uniwersalnej dystrybucji Linuxa. I powiem więcej, każdy kto twierdzi, że akurat ta dystrybucja, o której się wypowiada, jest najlepsza może mieć rację. Tylko musi dodać, że jest najlepsza według niego i dla jego potrzeb.
W kwestii tego wpisu warto też mieć na uwadze dwie rzeczy, po pierwsze sporo dystrybucji w świecie Linux jest oparta o inne dystrybucje. W uproszczeniu twórcy takiej dystrybucji bazującej na innej wykorzystują pierwowzór, niejednokrotnie wykorzystują repozytoria z oprogramowaniem już istniejącej dystrybucji, dodają swoje rozwiązania i narzędzia, a czasem usuwają te rozwiązania, które im z jakiegoś powodu wadzą i powstaje nowy Linux - rozmnażanie przez Linuxowanie :)
Po drugie sposób aktualizacji samych dystrybucji się może znacznie różnić. Spora część z dystrybucji jest aktualizowana na zasadzie point release. Wychodzi co jakiś czas duża aktualizacja, która dodaje nowe ficzery i np. wsparcie dla nowych sprzętów, a na bieżąco są implementowane mniejsze poprawki i łatki zabezpieczeń. Jest to trochę podobne do tego, co obecnie robi Microsoft ze swoimi patchami o tych dziwnych nazwach z "H" w środku - obecnie chyba ma wyjść do Windows 11 patch 25H2. Podejście takie pozwala (przynajmniej teoretycznie) na porządne przetestowanie wydania i uniknięcie błędów, które uniemożliwiłyby korzystanie z systemu.
Inną filozofią aktualizacji jest tzw. rolling release, gdzie wszystkie poprawki i patche są ładowane na bieżąco, co pozwala na skrócenie czasu jaki użytkownik musi czekać na nowości, ale też sprawia, że nie wszystko jest do końca dobrze przetestowane i czasem coś może się popsuć - kto używał Archa ten w cyrku się nie śmieje czy jakoś tak :P
I jeszcze jedna rzecz. Jest spora szansa, że pierwsza dystrybucja którą się wypróbuje nie będzie ostatnią. Warto przetestować, sprawdzić różne rozwiązania i wyrobić sobie własną opinię - zwłaszcza że większość dystrybucji jest darmowa. Jeżeli ktoś jednak trafi na tą idealnie dopasowaną za pierwszym razem, to gratuluję i życzę miłego użytkowania. Ja tak naprawdę proponuję tutaj punkt startowy.
Linux Mint - oficjalna strona linuxmint.com
Jest to jeden z najczęściej polecanych Linuxów dla nowych użytkowników. Opiera się o Ubuntu (którego jednak na start nie polecę, bo chociaż jest to dość porządny system, jest mimo wszystko zarządzany przez dużą korporację Canonical i ma pewne korporacyjne rozwiązania, które użytkownika chcącego porzucić produkt Microsoftu mogą jednak zniechęcić), ale pozbywa się upierdliwych rozwiązań i koncentruje się bardziej na rzeczach mających zapewnić komfort użytkownika.
Według mnie plusami Minta jest jego domyślny interfejs przypominający to co znamy z Windows (w szczególności siódemkę), dość szeroki wachlarz oprogramowania zainstalowany od razu oraz długie wsparcie dla kolejnych wersji systemu (obecna w wydaniu 22.1 ma mieć wsparcie do 2029 roku).
Na stronie pobierania do wyboru są trzy "edycje" jak to nazywają twórcy. Różnią się one w zasadzie zainstalowanym środowiskiem pulpitu. Często właśnie na stronach dystrybucji są do wyboru przygotowane instalatory z różnymi środowiskami pulpitu i zestawem preinstalowanych narzędzi.
Cinnamon jest sztandarowym środowiskiem pulpitu Minta i to właśnie tą wersję bym polecał jako domyślną. Środowisko pulpitu Xfce jest przeznaczone dla słabszych komputerów - szczególnie z mniejszą ilością pamięci RAM. W przypadku środowiska MATE, które na myśl przywodzi mi design Windows XP, mamy coś pośrodku pod względem obciążenia zasobów komputera.
Z moich testów wynika, że w "stanie spoczynku" Cinnamon potrzebuje około 1,3-1,4 GB RAM, MATE około 800-900 MB, a Xfce 600-700. Należy jednak zauważyć, że twórcy Minta na stronie piszą, że Minimalne wymagania to 2GB RAM, a do komfortowego użytkowania to nawet 4 by się przydało.
Testowałem kiedyś środowisko pulpitu Cinnamon na komputerze z trochę ponad 2GB RAM i da się z tego dość komfortowo korzystać - oczywiście nic ponad podstawowe zadania, ale dało się nawet odpalić jakiś filmik na YouTube w rozdzielczości 480p i go oglądnąć.
Kolejnym dużym plusem jest to, że Linux Mint, oraz Ubuntu, na którym jest oparty, mają bardzo dużą społeczność, która jest dość przyjaźnie nastawiona do nowych i mało zaawansowanych osób. Na forum Ubuntu (warto tam szukać informacji, bo naprawdę sporo rzeczy da się przełożyć 1 do 1 na Minta) są poradniki krok po kroku jak coś zrobić.
Minusem może być natomiast to, że mimo wszystko, jest to system typu point release - czyli np. wsparcie dla nowych sprzętów pojawia się przy wyjściu nowej wersji (w momencie, w którym piszę ten post w fazie betatestów jest wersja 22.2), a nie są implementowane na bieżąco, czyli jak ktoś kupi sobie najnowszy sprzęt, to może się okazać, że coś nie będzie działać, da się co prawda zainstalować najnowsze jądro, z tego co wiem, ale nikt wtedy nie gwarantuje, że wszystko będzie w 100% kompatybilne. Z drugiej strony Mint jest aktualizowany zazwyczaj dwa razy do roku, więc zazwyczaj nie są to jakieś bardzo długie okresy czasu.
Z tego co też wiem, Mint może mieć problem z obsługą wielu monitorów - szczególnie jeżeli mają różne częstotliwości odświeżania i rozdzielczości - nie będę się tu zagłębiał dlaczego tak jest, bo możnaby o tym napisać cały elaborat - ale warto mieć to na uwadze jeżeli ma się dwa lub więcej monitorów.
Fedora - oficjalna strona fedoraproject.org
Druga dystrybucja którą chciałem tu przedstawić. Fedora jest swego rodzaju odwrotnością Minta. W uproszczeniu, Red Hat (korporacja odpowiedzialna za przeznaczony dla użytkowników biznesowych Red Hat Enterprise Linux) finansuje społeczność i rozwój Fedory, i traktuje tą dystrybucję trochę jak poligon doświadczalny, bo później bierze co im się tam podoba z projektu i implementuje do swojego RHEL.
Jednym z plusów tej dystrybucji jest wyższe tempo wprowadzania zmian (i krótszy czas testowania). Dla przykładu najnowsza obecnie dostępna Fedora o numerze 42 wydana w kwietniu tego roku bazuje na marcowym jądrze Linux w wersji 6.14, a Mint 22.1 wydany w styczniu tego roku bazuje na jądrze 6.8 z marca roku 2024. Ponadto wiele aktualizacji jest wprowadzana w trybie rolling release, czyli można się spodziewać różnych usprawnień znacznie szybciej niż przy kolejnej wersji Fedory (która jest zazwyczaj wypuszczana dwa razy do roku). W sumie jest to taki ciekawy hybrydowy model dystrybucji.
Plusem, przynajmniej dla mnie, jest to, że można tą dystrybucję pobrać w naprawdę wielu wariantach. Cała masa środowisk pulpitu (w tym przedstawione w przypadku Minta Cinnamon, MATE i Xfce) i menadżerów okien, ale tażke warianty z przygotowanym oprogramowaniem dostosowanym do różnych zadań. Domyślnym środowiskiem pulpitu dla Fedory w wydaniu Workstation jest GNOME, który zdecydowanie różni się od tego co standardowy użytkownik Windowsa zna z dnia codziennego.
Fedora jest projektem bardzo mocno opartym o ideę otwartego oprogramowania i domyślnie ma wyłączone repozytoria zawierające programy zamknięte, da się to włączyć, ale nadal jeżeli ktoś zignoruje monit w centrum oprogramowania to będzie musiał się przekopać przez kilka opcji.
Fedora ma też dość krótki okres wsparcia (obecnie wynosi on 13 miesięcy dla kolejnych wydań), więc jeżeli ktoś chce zainstalować system i nie myśleć o dużych aktualizacjach to może go trochę odstraszyć taki stan rzeczy. No i fakt, że jest to dystrybucja, w której są wypuszczane aktualizacje w trybie rolling release (nadal są te rzeczy testowane, trzeba zaznaczyć) może spowodować, że przekradną się do systemu pewne babole.
I tutaj mała uwaga:
Fedora oferuje też warianty "Atomic" - jest to tzw. niezmienna (immutable) wersja systemu operacyjnego. W takiej wersji użytkownik nie ma dostępu do większości plików systemowych, a w przypadku aktualizacji, na komputerze przechowywana jest wcześniejsza wersja systemu, do której można wrócić w razie jakiś problemów. Powoduje to, że znacznie trudniej jest coś samemu popsuć w systemie, ale też ogranicza opcje personalizacji (np. w poprzednim wpisie pisałem o tym, że w Linuxie można doinstalować sobie inne środowisko pulpitu bez potrzeby przeinstalowywania systemu) i może się okazać, że program, którego w danym momencie potrzeba nie jest aż tak łatwo dostępny jak w przypadku zwykłej wersji Fedory (czy dowolnej innej dystrybucji) albo nie działa poprawnie, ponieważ musi mieć dostęp do zasobów, które są zablokowane. Większość poradników dotyczących Linuxa jakie można znaleźć zakłada, że użytkownik korzysta ze zwykłej dystrybucji i może się okazać, że nie będą one w stanie pomóc osobie korzystające z takiej niezmiennej dystrybucji.
Jeżeli jednak ktoś jest przekonany że nie będzie czuł potrzeby dokonywania zmian w plikach systemowych i chciałby mieć dodatkowe zabezpieczenie przed popsuciem, to zachęcam do spróbowania którejś z wersji Atomic bo jest to naprawdę dobre rozwiązania dla osoby, która nie chce sobie zaprzątać głowy zarządzaniem systemem a mieć po prostu działający komputer.
Bonus dla graczy - Nobara - oficjalna strona nobaraproject.org i Bazzite - oficjalna strona bazzite.gg
Proponuję tutaj Nobarę i Bazzite, bo obydwie są oparte na Fedorze (co oznacza że są raczej na bieżąco z aktualizacjami ale również są względnie stabilne) i mają powłączane te własnościowe opcje które normalnie trzeba w pierwowzorze włączać oraz poinstalowane oprogramowanie takie jak klient steam itp. Nobara to zwyczajna dystrybucja zaś Bazzite to dystrybucja typu immutable.
Zapewne w komentarzach inni użytkownicy wymienią także swoje typy. Grunt to gdzieś zacząć, a później można zmienić dystrybucję.
Przydanym narzędziem może się też okazać strona distrochooser.de. Po odpowiedzi na kilka pytań wyskakuje trochę proponowanych dystrybucji posortowanych od góry pod względem trafności. Każda z nich ma krótki opis oraz wymienione zalety, wady i uwagi (jeżeli dotyczy). Warto zwrócić uwagę na kilka pierwszych wyników, bo nie zawsze "numer jeden" musi w pełni trafić w gust czy wymagania użytkownika.
No dobrze, dystrybucja dystrybucją, ale użytkownik ma do czynienia przede wszystkim ze środowiskiem pulpitu i tutaj podobnie nie ma jednego właściwego wyboru. Jak już wspomniałem przy Mincie, są środowiska przeznaczone do współpracy ze słabszym sprzętem, ale jak ktoś ma trochę mocniejszy sprzęt, to zachęcam do zapoznania się z tymi bardziej zasobożernymi wersjami. Mint ma do wyboru jedno z trzech środowisk pulpitu, ale już taka Fedora (szczególnie w zakładce "Spins") ma ich naprawdę sporo. Dwa najprężniej rozwijane środowiska pulpitu to na pierwszy rzut oka trochę podobny do rozwiązań znanych z komputerów Apple GNOME oraz przypominająca pulpit Windows Plazma. Środowisko pulpitu to nie tylko domyślny wygląd (bo tenże można naprawdę nieźle zmodyfikować i dla przykładu tutaj jest pulpit z Zorin OS, który jest zmodyfikowanym GNOME, a tutaj zaś zamieszczam obrazek ze zmodyfikowanym przeze mnie pulpitem Plazmy), ale także cała gama aplikacji pozwalających na używanie komputera. Eksplorator plików, narzędzia do podstawowej edycji tekstu (a'la Windowsowy notatnik), przeglądania zdjęć, odtwarzania multimediów i innych. W przypadku programów KDE (czyli twórców plazmy) spora część z nich jest dostępna na inne systemy operacyjne. Dość łatwo je rozpoznać, bo często zaczynają się na literę k, albo mają ją w środku nazwy zamiast litery c (np. Okular, Krita, Kolourpaint itp.)
Warto też sobie wyjaśnić co to jest menadżer okien, bo w przypadku Fedory jest kilka wariantów z dopiskiem Window Manager (albo WM). W skrócie jest to cześć systemu operacyjnego odpowiadająca za umieszczanie i wygląd okien, nie ma środowiska pulpitu bez menadżera okien zarządzającego wyświetlaniem... no okien (a przynajmniej ja o niczym takim nie słyszałem). Ale są menadżery okien nie potrzebujące do działania środowisk pulpitu. Sway czy i3wm to bardzo popularne w świecie Linux kafelkowe menadżery okien. Ale ja odradzam je jako pierwszy wybór, ponieważ opierają się w dużej mierze o obsługę za pomocą klawiatury oraz terminala, a mysz jest tam narzędziem drugorzędnym.
A jak to działa? Jeżeli czytacie to na Windows 10, to możecie sobie zrobić mały eksperyment. Z paska zadań możecie otworzyć np. eksplorator plików. Pojawi się on nad oknem przeglądarki. To jest właśnie kaskadowy menadżer okien, gdzie aktywne okno wyświetla się ponad i zakrywa resztę. Teraz, gdy macie aktywne okno eksploratora plików (tzn jest on na pierwszym planie) gdy naciśniecie równocześnie przycisk windows i strzałkę w lewo, to eksplorator plików zajmie lewą połowę waszego ekranu, a po prawej stronie będziecie mogli wybrać które z pozostałych okien ma zająć drugą część ekranu (np. waszą przeglądarkę). I macie dwa kafelki. Kafelkowy menadżer okien po prostu zrobi to automatycznie. Pierwsze okno zajmie cały ekran, później przy drugim oknie pierwsze okno zostanie zredukowane do połowy ekranu a na drugiej połowie pojawi się nowe okno, później drugie okno zostanie zredukowane do 1/4 ekranu a resztę miejsca zamie trzecie okno itd. Oczywiście da się ustawić algorytm żeby zachowywał się inaczej i np dzielił ekran na 3 w pionie itp, ale ogólnie chodzi o to, żeby zawartość okien była widoczna cały czas i żadne nie zasłaniało drugiego.
Na Window, w kaskadowym menadżerze okien, możecie też przyspieszyć działanie komputera naciskając równocześnie Alt i F4.
...
A wracając do meritum czyli środowisk pulpitu. To trzeba stety lub niestety samemu się przekonać co komu pasuje. Ja na przykład nigdy nie polubiłem się z GNOME, ale za to Plazma mi bardzo odpowiada.
Polecam zajrzeć na stronę distrosea.com, na której można w przeglądarce zdalnie uruchomić i popróbować kilka różnych dystrybucji z przeróżnymi środowiskami pulpitu. Działa to dość topornie, ale można sobie zobaczyć jak to wygląda w wersji domyślnej.
No i oczywiście, jak już pisałem, wiele dystrybucji pozwala na uruchomienie systemu w wersji Live USB, czyli prosto z pendrive. Są to trochę ograniczone ale jednak funkcjonalne wersje systemów operacyjnych, które nie tylko służą do instalacji, ale również mogą posłużyć jako "system ratunkowy" - ja na przykład kilka razy korzystałem z takiego Linuxa, żeby zyskać dostęp do danych, jak Windows się wykopyrtnął... albo żeby naprawiać swojego Linuxa jak coś popsułem :P
Nie wiem kiedy będzie następny TTT, bo jadę na urlop i pewnie ani nie będzie mi się chciało ani nie będę mieć warunków, żeby tworzyć następny wpis. Ale wrócę.
Trzymajcie się.